Na zimowe dorsze

wpis w: Publikacje 0

[Na zimowe dorsze – Wiadomości Wędkarskie nr 2/2014]

Współczuję wędkarzom, którzy na okres zimowy muszą odłożyć swój ekwipunek w kąt i czekać na nadejście wiosny. Ja mam to szczęście, że odmiana naszego wspaniałego hobby, którą preferuję, może być uprawiana praktycznie przez cały rok, a według mnie optymalny okres to zima i wiosna.

Kiedy spławikowcy, w ukropie wakacyjnego słońca, rywalizują na kolejnych zawodach, ja łowienie swoich ulubionych ryb odpuszczam z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że dorsze wtedy odbywają tarło. Aby marzyć o tym, by mój syn w przyszłości odnosił w wędkarstwie morskim sukcesy podobne do moich, muszę myśleć o ochronie bałtyckich lampartów, a w ten sposób dokładam do tego małą cegiełkę. Drugi powód to… moje dzieci. Okres wakacyjny poświęcam im. To czas, kiedy relaksujemy się razem. Oczywiście o łowieniu nie zapominając, o czym mogliście się przekonać, chociażby czytając w naszym czasopiś­mie relację z pobytu w bazie North Star.

Za penetrowanie łowisk naszego Wybrzeża zabieram się ponownie we wrześniu. Wtedy dorsze już są po odbytym akcie prokreacji, zaczynają nabierać siły oraz masy, choć daleko im jeszcze do tych, jakie poławiać można od grudnia. Ryby proporcjonalne, wypasione, czasami kształtem przypominające niemalże karpie – tak można zimowe wątłusze scharakteryzować. Co za tym idzie, są też bardzo silne i agresywne, a to przynajmniej dwa powody, dla których warto próbować się z nimi zmierzyć.

Zanim wypłyniemy
Przygotowania do zimowego wędkowania rozpoczynam już w domu, od dobrania odpowiedniego ubrania, bo jest ono gwarantem tego, że rejs będzie przyjemny i – co jest jeszcze ważniejsze – nie będę miał później problemów zdrowotnych. Zawsze ubieram się na tak zwaną cebulkę, to znaczy wolę założyć na siebie więcej warstw cieńszych niż jedną grubą. Poza tym, że daje mi to komfort cieplny, to jeszcze mam tę możliwość, że w trakcie wyprawy, kiedy będzie taka potrzeba, mogę jakąś warstwę odzienia zdjąć. A zdarzało mi się już tak, że warunki pogodowe w lutym wymuszały wręcz wędkowanie w samej bluzie.
Oczywiście nie wejdę na kuter bez kombinezonu i tu uważam, że znacznie lepsze są te dwuczęściowe. Kurtkę można zdjąć, kiedy pogoda na to pozwoli, co w przypadku jednoczęściowych możliwe już nie jest. Dobra czapka, rękawice i ciepłe skarpetki to elementy, o których zapominać nie możemy, bo niby są to drobiazgi, ale wierzcie mi, bardzo istotne. Najwięcej ciepła tracimy przez głowę i stopy, więc nie można tego lekceważyć. A jeśli na kilkunastostopniowym mrozie będziemy chcieli wędkować bez rękawiczek, to i odmrożenia dłoni, w szczególności palców, mamy zagwarantowane. Żaden szczegół naszego ubrania nie może być zaniedbany, bo kilka godzin rejsu obnaży wszystkie jego słabe punkty.

Zimą nie zdecydowałbym się na łowienie z małej łodzi. Powodów jest kilka. Przede wszystkim cenię sobie komfort. Nie wyobrażam sobie marznięcia przez wiele godzin bez możliwości schowania i zagrzania się w mesie. Kawa, herbata, gorący posiłek – to także atuty kutrów. Godne załatwianie potrzeb fizjologicznych też jest bardzo istotne. Jeśli jakaś jednostka tego mi nie zapewnia, to po prostu nie korzystam z jej oferty. Obecnie w polskich portach jest z czego wybierać, więc nie bójmy się mówić szyprom, czego oczekujemy. Najmniejsza wątpliwość wyjaśniona przed wejściem na pokład pozwoli na uniknięcie nieporozumień w trakcie trwania rejsu.
Kiedy miałbym wymienić różnice między sprzętem do łowienia przy plusowych i minusowych temperaturach, to szczerze mówiąc tylko jedno przychodzi mi do głowy – plecionka. Bałtyk jest morzem o małym zasoleniu, więc nieodpowiednia linka, kiedy nasiąknie wodą, będzie zachowywała się jak drut. Przy zakupie nie sugeruję się opisami (papier ma to do siebie, że przyjmie wszystko), natomiast skrupulatnie oglądam każdy produkt. Nic nie jest tak istotne, jak struktura splotu. Musi być on jak najmocniejszy. Takie plecionki bardziej przypominają żyłkę niż sznurek, a jest na naszym rynku wiele, które ten warunek spełniają. Wybieram zawsze linki okrągłe. Kolor uważam za mniej istotny, choć preferuję te wielobarwne, dzięki którym wiem, na jakiej głębokości jest holowana zdobycz. Dobrze jest zaczerpnąć opinii kolegów, którzy mają w tej materii jakieś doświadczenie, lub sprzedawców, jeśli mamy jakichś pewnych i sprawdzonych w naszej okolicy. Właściwa grubość, jeżeli nie zamierzamy łowić na wrakach, to 0,14–0,18 mm.

Na kutrze
Zimowe dorsze to ryby bardzo silne, ale jak to z drapieżnikami bywa, bywają też bardzo chimeryczne. W tym okresie preferuję łowienie pilkerem i jedną przywieszką. Czasami zastanawiam się, dlaczego w naszych wędkarzach jest tyle zapalczywości do łowienia na 3 i 4 przywieszki. Przecież takie coś, nie dość, że wygląda jak choinka (a nie coś, co ma skusić do brania ryby), to jeszcze bardziej straszy, niż prowokuje. Jeśli chcemy rozśmieszyć innych wędkarzy na kutrze, to ma to sens. Jeśli natomiast chcemy skutecznie wędkować, to jest to już sensu pozbawione.
Zestaw, bez względu na to, czy jestem na odpływie czy napływie, wyrzucam jak najdalej. Pozwalam mu opaść na dno i delikatnie zaczynam obławianie. Nie szarpię. Uważam to za technikę, delikatnie mówiąc, nieodpowiednią. Z własnego doświadczenia wiem, że lepsze są trzy krótsze i delikatniejsze ruchy niż jedno energiczne szarpnięcie. Przynęcie trzeba nadawać pracę, która będzie imitowała chorą rybkę, a te raczej nie odbijają się energicznie od dna na kilka metrów. Jeśli to zrozumiemy, to może w końcu na kutrach widok szarpiących wędkarzy przejdzie do lamusa.
Bardzo ważnym elementem wyposażenia jest wędzisko, ale to dotyczy wszystkich pór roku.
Z uwagą należy obserwować jego szczytówkę, która powinna sygnalizować najdelikatniejsze brania. Potrafią być one bardzo subtelne. Często bywa tak, że jeśli w porę nie uda nam się zareagować, to niestety dorsz nie chce uderzyć kolejny raz. Najwięcej skubnięć następuje w czasie opadania, dlatego też uważam, że nie można przesadzać z masą przynęty. Pilker powinien bardziej zachowywać się jak błystka wahadłowa niż jak ciężarek. Optymalne kształty w okresie zimowym to takie, które imitują śledzia. Kiedy jest bezwietrznie, używam mas od 70 do 100 gramów, natomiast jeśli jest wiatr, to najczęściej łowię na pilkery, których masa nie przekracza 150 gramów.

Taki dobór mas pozwala mi na skuteczne wędkowanie niemal w każdych warunkach pogodowych i na każdych głębokościach. Według mnie, zimowe łowienie dorszy jest bardzo podobne do łowienia sandaczy, z tą różnicą, że używa się trochę mocniejszego sprzętu i nieco innych przynęt.
Gusta naszych wątłuszy nieczęsto się zmieniają, więc z kolorystyką nie ma co kombinować. Najlepsze pilkery to te, które ubarwieniem przypominają to, co nasze potencjalne zdobycze jedzą na co dzień. Nieśmiertelne są także przynęty złote i srebrne, ale czasem są dni, kiedy tylko pilker o ostrej, fluorescencyjnej barwie potrafi skusić ryby do kąsania. Po pierwszych napłynięciach widać, na co ryby reagują najlepiej. Zimowy dzień jest bardzo krótki, dlatego też dorsze potrafią być bardzo chimeryczne. To, co jest skuteczne na początku rejsu, wcale nie musi być dobre po godzinie od jego rozpoczęcia. Umiejętność obserwacji oraz prawidłowego doboru wabika i techniki prowadzenia – to podstawy sukcesu. Nie bójmy się eksperymentować. Przecież właśnie to w wędkarstwie, także tym morskim, jest chlebem powszednim. Możemy się nie wstrzelić, ale o sukcesie często decydują niuanse, dlatego należy cały czas próbować nowych rozwiązań. Być może nowa propozycja lepiej trafi do gustów ryb?
Częstokroć zimą łowiłem dorsze kilka metrów nad dnem, dlatego nie można skupiać się tylko na łowieniu w jego okolicach. Jeśli śledź lub szprot jest wyżej, to właśnie tam trzeba szukać naszych zdobyczy. Jak sprawdzić, czy ryby są w toni? Po dalekim wyrzucie zamykam kabłąk kilka sekund po tym, jak zestaw dotknie lustra wody i na napiętej plecionce pozwalam mu opadać. Jeżeli ryby są wyżej, to pilker z pewnością nie doleci do dna. Tak samo postępuję, kiedy zauważę, że któryś z wędkarzy wyholował śledzia. To sygnał, że powinniśmy penetrować łowisko na różnych głębokościach.
Zimowy dorsz jest atrakcyjny nie tylko wędkarsko, ale także kulinarnie. Nie ma on nic wspólnego z rybami tarłowymi łowionymi w miesiącach letnich. Jego mięso jest jędrne, więc bez obawy o to, że się komuś narażę, mogę stwierdzić, że jest to jedna z najsmaczniejszych ryb, jaką dane mi było konsumować. Ci, którzy mieli możliwość przekonać się o tym, z pewnością to potwierdzą. Jeśli do tej pory ktoś z Was miał obawy przed zimową morską wyprawą wędkarską, to chociażby dla możliwości posmakowania tego rarytasu powinien się nad Bałtyk wybrać. Jeśli traficie na dobre warunki i będziecie łowili na dobrej jednostce, to z pewnością – tak jak ja – będziecie czekać z niecierpliwością na kolejny mroźny rejs. Pomimo to, że wielu znajomych na samą myśl o wyjściu w tym czasie na świeże powietrze będzie się pukało w czoło.