Skarsvag 2018

wpis w: Aktualności 0

Tegoroczna wyprawa na Przylądek Północny od samego początku zapowiadała się wyjątkowo. Nie chodziło o miejsce, nie o ryby, ale o ekipę, o ludzi z którymi miałem tam jechać. Rafał, Krzysiek, z nimi rozpoczynałem wiele lat temu przygodę z Norwegią, ekipę uzupełnił Mietek i Adam. Wszystko zapowiadało się znamienicie.

Wylatywaliśmy z Polski w okresie największych upałów, w ostatni dzień maja. W Oslo było podobnie, ale już w Alcie zobaczyłem śnieg. Im bliżej Nordkapp-u tym było go więcej, tak więc wiedzieliśmy już, że lekko (ciepło) nie będzie. Baza North Star jest klasą samą w sobie. Komfortowe apartamenty, wygodne i bezpiecznie łodzie, oraz Janusz – człowiek który wędkarstwem żyje i chętnie dzieli się swoją wiedzą z każdym przyjezdnym. To on nakreślił nam po krótce sytuację, to dzięki niemu wiedzieliśmy gdzie pływać i na co się nastawiać. Ponieważ z założenia mieliśmy kręcić film nastawiliśmy się na duże ryby. Ekipa była taka, iż wszyscy mieli świadomość, że dużo łowić nie będziemy, za to jeśli już coś zahaczymy to będzie to godna zdobycz. Tak też się działo.

Pierwszego dnia naszym celem stał się Grevet, legendarne już miejsce na morzu Barentsa. Pofałdowane dno, gwałtowne stoki, mnogość ryb, za to bardzo oddalone od bazy. Cóż, czego się nie robi dla pasji, a jeśli do dyspozycji ma się jeszcze dużą i szybką łódź, wtedy wszystko jest proste i możliwe do zrealizowania.

Nałowiliśmy się do bólu! Co prawda brały tylko dorsze i czarniaki, ale i one cieszyły, tym bardziej, że były słusznych rozmiarów. Przypływająca obok orka dopełniła obrazu. Tego dnia królem polowania został Mietek. Raz po raz wyciągał dorsze, których masa znacznie przekraczała 20, a czasami nawet 25kg. Reszta ekipy niewiele mu odstawała.

Kolejne dni to zmienna, najczęściej śnieżna i sztormowa pogoda. W takich warunkach też trzeba sobie radzić. Łowiliśmy w porcie flądry, pstrągi palie w pobliskich jeziorach, zwiedzaliśmy okolicę, a każdego dnia tzw. okno pogodowe wykorzystywaliśmy maksymalnie.

Tak jak pisałem wcześniej, naszym celem były duże ryby. Każde wypłynięcie rozpoczynaliśmy od złowienia przynęt: dorszy, czarniaków i małych brosm. Na podawane na zestawach martwe ryby, w zatoce przy Nordkapp-ie łowiliśmy halibuty. Kilka ich wyjść mieliśmy już wcześniej i to takich, które przyspieszały bicie serca, niemniej jednak nie były one wtedy zbyt agresywne, odprowadzały przynętę do burty i majestatycznie odpływały. Dopiero przy Przylądku pierwsze „halinki” zaczęły trafiać na pokład łodzi. Nie były wielkie, pomiędzy 108 a 140 cm, niemniej jednak i takie cieszyły. Konsekwentnie robiliśmy swoje i choć brań nie było zbyt wiele to jednak każde podnosiło poziom adrenaliny maksymalnie.

Tak nam upływały kolejne dni i jak to przewrotnie bywa, z największą rybą dane mi było mierzyć się w ostatnim dniu wyprawy. Na dużą gumę zaciąłem halibuta, o którym marzyłem od lat. Po braniu wiedziałem już, że to nie będą przelewki. Ja spokojnie zająłem się holowaniem, a w tym czasie ekipa pozwijała wszystkie wędki, przygotowała talię i czekała na to co się wydarzy. To było istne przeciąganie liny. Ja swoje, ryba swoje. Miałem na wędce różnej wielkości zdobycze, ale wiedziałem, że ten halibut jest największym z jakim się mierzę i kiedy to już, po dość długim holu, oczyma wyobraźni widziałem siebie na okładce Wiadomości Wędkarskich, On po prostu się spiął… Nic nie zerwał, nie wygiął, nic nie pękło, On się po prostu wyhaczył… Cóż, siadałem z wrażenia, i przez jakiś czas milczałem, ile to trwało, nie wiem, załoga też milczała. Przecież i tak bym go wypuścił, ale On najwyraźniej o tym nie wiedział?! Takie jest wędkarstwo, ryby uczą pokory. Wiem, że za rok znów będę na niego polował, może przybędzie mu kilka kilogramów i wtedy da się chociaż sfotografować .

Podsumowując, wyprawa na więcej niż na ocenę celującą. Jeśli chcecie przeżyć podobne emocje jakich ja doświadczyłem to musicie jechać do Norwegii z równie zgraną ekipą. Dla mnie ludzie to podstawa, a ryby są tylko dodatkiem do wędkarstwa. Po powrocie do domu powiedziałem żonie „ z tymi ludźmi nawet na koniec świata”…

Dziękuję właścicielowi bazy Rafałowi, Krzyśkowi ze szczupak.pl, Mietkowi z rurek.eu, Adamowi z Hooka TV oraz Januszowi z bazy North Star. To dzięki Wam ten wyjazd na długo zapadnie w mojej pamięci. Do zobaczenia w przyszłym roku, choć wiem, że ww. ekipa ma na ten rok jeszcze zaplanowany Madagaskar i Malediwy i podobno mają jeszcze jakieś wolne miejsca?! Tam mnie jeszcze nie było, więc kto wie? Jeśli się uda poprzekładać trochę planów, to z pewnością o tym przeczytacie….

Loading Images